O rekordowym wzroście cen i spodziewanym przez niekórych specjalistów ich spadku, czytamy w Gazecie Wyborczej. Jak tłumaczy Adam Henclewski, doradca rynku nieruchomości, główną przyczyną wzrostu cen jest wzmożony popyt na mieszkania - wielokrotnie więcej osób szuka mieszkań, niż chce je sprzedać. Na cenowe rekordy zdaniem Henclewskiego miały też wpływ media, a także deweloperzy i banki. – Ostrzegają one ciągle przed nieuchronnym wzrostem cen, co działa jak samospełniająca się przepowiednia. W społeczeństwie powstaje psychoza: jeśli nie kupisz dziś, jutro nie będzie cię stać na mieszkanie. Skutek? Ludzie kupują – nieważne co i nieważne za ile. Deweloperzy to widzą i podnoszą ceny z każdą nową inwestycją. Wiedzą, że i tak sprzedadzą wszystko na pniu. Z kolei wysokie ceny na rynku pierwotnym natychmiast oddziałują na wtórny. Efekt – ludzie kupują małe kawalerki w bloku z wielkiej płyty położonym z dala od centrum za 200 tys. zł. Przecież to jest absurdalna cena! – mówi ekspert i dodaje, że podobną sytuację można było zaobserwować niedawno w Stanach Zjednoczonych, na największym rynku nieruchomości na świecie - Bańka pękła i w drugim półroczu zeszłego roku ceny zaczęły spadać na łeb na szyję. W Polsce będzie podobnie, moim zdaniem w ciągu 6-15 miesięcy. Najgłębsza korekta nastąpi w dużych miastach, w których w ostatnim czasie ceny najbardziej poszybowały w górę, czyli również we Wrocławiu. Można się spodziewać spadku w granicach 10-20 proc. Będzie też trudniej sprzedać mieszkania – przewiduje Adam Henclewski, doradca rynku nieruchomości.

Najniższy spadek cen notować będą właściciele nowych mieszkań o wysokim standradzie i w dobrej lokalizacji.  Najszybciej i najdotkliwiej obniżka dotknie wszystkie te nieruchomości, które są teraz mocno przeszacowane – czyli głównie mieszkania w wielkiej płycie.