iznynierka.jpgOd przyszłego roku wszystkie nowo budowane domy będą potrzebowały świadectw energetycznych. Zleceń na nie może być kilkaset tysięcy rocznie, a każde z nich – w zależności od
rodzaju i wielkości budynku – może kosztować od kilkuset do nawet kilku
tysięcy złotych. Oczywiście ustawa pozostawia tę kwestię rynkowi.
Problem w tym, żeby nie był to rynek, na którym warunki dyktuje kolejna
korporacja zawodowa. Czy jest takie niebezpieczeństwo? – zastanawia się Gazeta Wyborcza.

Alarm podniosła Polska Izba Inżynierów Budownictwa. Wiceprezes Izby
Andrzej Dobrucki twierdzi, że resort infrastruktury chce odciąć od
zleceń inżynierów z uprawnieniami budowlanymi do projektowania w
specjalności architektonicznej, konstrukcyjno-budowlanej lub
instalacyjnej.

Obecna ustawa daje zarobić teoretycznie każdemu magistrowi, bez względu
na rodzaj ukończonej uczelni (nawet humanistycznej). Warunek: przejście
szkolenia i zdanie egzaminu państwowego albo – to druga możliwość -
ukończenie co najmniej rocznych studiów podyplomowych na kierunkach:
architektura, budownictwo, inżyniera środowiska, energetyka lub
pokrewne w zakresie audytu energetycznego. Projekt noweli zakłada
pozbawienie możliwości zdobycia uprawnień do sporządzania świadectw
energetycznych tych, którzy nie ukończyli studiów inżynierskich w
wymienionych wcześniej specjalnościach. Dla tych osób jedyną szansą ma
być rozpoczęcie jeszcze w tym roku szkolenia lub studiów podyplomowych
i ich ukończenie do końca przyszłego roku – czytamy w dzienniku.

Z informacji Gazety wynika, że kierownictwo resortu
infrastruktury prawdopodobnie tych zmian nie zaakceptuje. W grę wchodzi
poprawka umożliwiająca sporządzanie świadectw energetycznych także
inżynierom z niezbędnymi do tego uprawnieniami, którzy nie mają tytułu
magistra (wskutek pomyłki Sejmu obecnie nie mają oni tego uprawnienia).