Gra toczy się o przeszło 200 mld zł (częściowo z kasy UE) – przypomina Gazeta Wyborcza. Wiceminister
infrastruktury Olgierd Dziekoński potwierdził w czasie spotkania z przedsiębiorcami z Polskiego Związku Pracodawców
Budownictwa (PZPB), że sama budowa dróg i autostrad pochłonie w
najbliższych latach ok. 121 mld zł. Kolejne dziesiątki miliardów mają
pójść na budowę i modernizację linii i dworców kolejowych, lotnisk czy
stadionów.

Pytanie, kto zdobędzie te lukratywne kontrakty? Przed ponad
rokiem kursy akcji
największych giełdowych spółek budowlanych wystrzeliły w górę jak korki
od szampana w noc sylwestrową. Inwestorzy nie mieli wątpliwości, że to
właśnie te firmy najbardziej zyskają na organizacji Euro 2012. Dziś nie
jest to takie pewne.

zlosc.jpgProblem w tym, że – jak twierdzą w PZPB – obecnie firmy budowlane
wykorzystują przeciętnie zaledwie ok. 80 proc. swoich mocy
wykonawczych, a w branży drogowej – prawdopodobnie połowę. To oznacza,
- czytamy dalej – że już teraz kosztowne maszyny i urządzenia nie są w pełni
wykorzystywane. Jeśli pat inwestycyjny utrzyma się, to – wskutek
piętrzenia się robót – ten potencjał może się okazać niewystarczający.
Żeby zdążyć z inwestycjami przez Euro 2012, konieczne stałoby się
sprowadzenie firm obcych, m.in. azjatyckich. A tego szefowie polskich
firm boją się jak diabeł święconej wody. Istnieje bowiem duże
prawdopodobieństwo, że mający duże doświadczenie w budowaniu obiektów
sportowych konkurenci zepchną naszych do roli gorzej opłacanych
podwykonawców.

Jakie są oczekiwania pracodawców wobec rządu? Przede wszystkich chcą,
aby wymagania finansowe w przetargach nie eliminowały ich z walki o
generalne wykonawstwo, i żeby te przetargi były rozpisywane w terminach
umożliwiających pełne wykorzystanie sezonu budowlanego. Szczególnie
ważne jest to w drogownictwie, gdzie sezon trwa dziewięć miesięcy.
Według PZPB rząd i samorządy powinny też rozważyć przełożenie
niektórych inwestycji o kilka lat – informuje gazeta.